wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 1. - Odbicie.

Rozdział 1. Odbicie.

        Droga powrotna z Queensbury, do miejsca zamieszkania jej siostry wymagała od Katherine Lawrence nie lada wyzwania, a przede wszystkim skupienia i koncentracji. Londyn w 5 strefie wieczorem, w większości przepełniony jest brudnymi myślami mężczyzn, którym życie u boku swoich żon przestaje wystarczać. Jako świeże mięso, jakim nie wątpliwie była jest 22-letnia Katherine Lawrence, należy umieć patrzeć z rezerwą na tego typu sytuacje, trzeba potrafić się przeciwstawić i twardo przechodzić obok grupek agresywnych męskich samców, którzy dawno nie mieli kobiety. Młoda dama jednak miała to szczęście, że ze względu na jej zamiłowanie do architektury i nie tak dawno zakończone praktyki w jednym z biur zajmujących się oprowadzaniem turystów po mieście, żadna ulica, nawet ta najmroczniejsza nie kryła przed nią tajemnic. Obranie więc bezpiecznej trasy nie zajęło jej więcej niż 5 minut.
        Deszcz swobodnie opadał na gorące lipcowe chodniki, zmywając z nich brud i kurz z całego dnia. Katherine nigdy nie przeszkadzała typowa brytyjska pogoda - wręcz przeciwnie, mgliste poranki i chłodniejsze wieczory uspokajały jej umysł, pozwalając ''wrzucić na inny bieg''. Tego dnia, gdy wybrała się w odwiedziny do swojej siostry Suzan Sander, ta poprosiła ją o przysługę.
- Ta sprawa nie może poczekać, Kath. Mój szef nie cierpi gdy projekty składane są po terminie, a jak sama widzisz nie jestem w stanie być profesjonalna z ręką w gipsie. - Blondynka sięgnąwszy do kredensu, wyjęła z niego plik dokumentów starannie szukając tego jednego, który Katherine miała dostarczyć dziś po południu.
- Rozumiem Suzan, ale nic nie obiecuję, nie wiem czy sama zdołam się wyrobić... - Brunetka oświadczyła ze zmartwieniem, niechętnie odbierając białą teczkę z rąk jej siostry.
- Jack Cratford, detektyw inspektor. Zapamiętaj proszę, tutaj masz w razie czego wizytówkę z numerem pokoju i adresem na odwrocie. - Dziewczyna wręczyła Katherine wszystkie niezbędne informacje i ze spojrzeniem kota ze Shreka nalała herbaty do obu filiżanek. Przez moment obie siedziały w milczeniu wsłuchując się w deszcz stukający o parapet.
- Nie zastanawiałaś się nigdy, żeby... No wiesz, żeby do nas dołączyć?. - Starsza siostra rzuciła nieśmiale, obawiając się czy nie zadała czasem zbyt głupiego lub za osobistego pytania.
- Nie Suzan, wiesz doskonale, że nie mam uprawnień, ani papierka, który upoważniłby mnie do ścigania przestępców po Londynie. Zresztą to nie dla mnie, ta cała dziecinada. - Dziewczyna odpowiedziała z uśmiechem dolewając 3% mleka do swojej porcji napoju, jakby chciała zapomnieć o tym temacie.
- Możesz nie mieć papierka, ale masz siostrę, która siedzi w tym zawodzie od 10 lat,a ty od 5 męczysz się w pracy której... - Przerwała spoglądając za okno.
- Nienawidzisz... - Dodała szczerze, obracając krawędzią teczki.
- Poza tym... Jesteś dobra. - szybko dodała.
-  Jesteś jedyna w swoim rodzaju, nie pamiętasz z jaką łatwością potrafiłaś wskazać mordercę z Northwood Hills tylko po zapachu jego wody kolońskiej?! - mruknęła z fascynacją wracając do wspomnień.
- To nie jest zabawa, Suzan, a ja nie jestem dyspozycyjna w tej chwili. -  Młodsza siostra wydobyła z siebie argument, który według niej powinien zakończyć tę rozmowę raz na zawsze. Ostatnią rzeczą jakiej pragnęła, to kłótnia na temat jej życiowych wyborów z siostrą, która sama siebie okłamuje od 15 lat żyjąc z człowiekiem, który wraca o poranku ze szminką na mankiecie.
- Jasne, rozumiem. To twoja decyzja.  - dodała twierdząco kiwając głową, układając plan w głowie, jak by tu przechytrzyć swoją rodzoną siostrę i podstępem ułatwić jej życie. Bo powiedzmy sobie szczerze, była uparta.
        Suzan jeszcze tego samego dnia wykonała telefon do jednego ze swoich pracowników, zajmującego się sekcją detektywistyczną.
- Matt? Tu Suzan Sander. Słuchaj, mam sprawę... - Zaczęła nieśmiało drapiąc się po szyi.
- Dosyć delikatną... Chodzi o Katherine, nie jest ostatnio w najlepszej formie, pracuje na zlecenia, jeździ czerwonym autobusem opowiadając turystom o Londynie, albo nie pracuje w ogóle. To nie jest dla niej, znasz ją... - powiedziała cicho siadając na brzegu fotela.
- Chcesz wiedzieć czy mamy jakiś wolny etat? - Rozmówca z łatwością domyślił o co chodzi. Dziewczyna podskoczyła z ekscytacji.
- Tak! Dokładnie. Jeśli nie byłby to problem? - dodała z nadzieją w głosie.
- Absolutnie, wiesz, że wszyscy chcemy jej powrotu, była świetna.- mężczyzna oświadczył ciepło. w tle było słychać wyraźne przekładanie papierów, w których zapewne szukał informacji na temat wolnej posady.
- To uprzejme z twojej strony. Też bardzo tego dla niej pragnę. Rozumiem, że przedzwonisz do mnie jak będziesz coś miał? - dziewczyna zapytała obracając w dłoniach wisiorek z kości słoniowej.
- Postaram się zrobić co w mojej mocy, Suzan. - Mężczyzna oświadczył po czym oboje zakończyli konwersacje.
        Suzan odłożywszy telefon na stół, podeszła do lustra spoglądając sobie prosto w oczy. Kłóciła się sama ze sobą zastanawiając, czy nie popełniła kolejnego głupstwa szukając pracy za plecami jej młodszej siostry. Otrząsnęła się lekko, starając wyzbyć tej uciążliwej myśli i opuściła mieszkanie.
    Katherine Lawrence nie potrafiła zrozumieć dlaczego jej siostrze tak bardzo zależało na jej szczęściu. Była przecież szczęśliwa, jeżdżąc piętrusami i czerpiąc satysfakcję z przebywania z ludźmi. Lubiła towarzystwo tych wariatów, którzy za wszelką cenę pragnęli życia w wolności, nie dopasowywania się do wszechobecnych schematów. Rodzina, dzieci, mąż i zupa kalafiorowa po południu. Nuda.
      Przechodząc mostem nad Tamizą zatrzymała się na moment by uwolnić swój umysł z nacisku myśli. Oparła się łokciami o krawędź, a przed jej oczyma rozciągał się cudowny widok London Eye, westminister i wpływających statków towarowych. Uśmiechnęła się sama do siebie. Kochała nade wszystko londyński klimat, tę charakterystyczną atmosferę i zapach pobliskich restauracji począwszy od wysokobudżetowych do tych tańszych, na które ostatnimi czasy nie szczędziła pieniędzy.
- Tego uczucia nie da się zastąpić, prawda? - Za jej plecami wyrosła postać mężczyzny, w ułamku sekundy wywnioskowała, że nie dała by mu więcej niż 20/22 lata. Obróciwszy się, jej oczom ukazał się brunet o jasnej karnacji, z lekko falowanymi włosami, opadającymi na jeden bok.
Pracownik umysłowy, samotnik lubiący swoje własne towarzystwo. Pewny siebie, z domieszką szaleństwa w oczach. Socjopata lub cierpiący na zaburzenia dysocjacyjne, wnioskując z jego mimiki twarzy i sygnałów behawioralnych.
- Absolutnie. - Odpowiedziała z uśmiechem odgarniając kilka splątanych loków, które chłodny wiatr zgubił na jej twarzy.
- Niesłychane... - Nieznajomy mężczyzna podszedł bliżej opierając się o krawędź w ten sam sposób co Katherine. Oboje wymienili się luźnymi spojrzeniami.
- Cóż takiego? - Zapytała z zaciekawieniem.
- To miasto. Ludzie widzą w nim wszystko czego mogą zapragnąć. Jest jak lustro. - Stwierdził z melancholią w głosie. Miał w sobie coś z introwertyka, ale pod powiekami skrywało się również wyraźne pragnienie niebezpieczeństwa, odkrywanie świata i jego celów. Dziewczyna uśmiechnęła się potwierdzająco, w pełni rozumiejąc co mężczyzna miał na myśli.
- Jakie jest zatem pańskie odbicie? - Rzuciła nagle bez zastanowienia, rzadko spędzała długie minuty na wcześniejszym układaniu zdania, lubiła mówić to co myślała, co aktualnie zajmowało jej umysł. Mężczyzna głęboko westchnął, starając się znaleźć odpowiednie słowa. Katherine potrafiła czytać z ludzi jak z kart, czym się zajmują, co i gdzie lubią jadać, czy są samotni, czy coś ukrywają, lub czy czegoś się boją. Przychodziło jej to bez większego trudu, a w ciągu kilku zeszłych lat stało się jej odruchem bezwarunkowym, nie kontrolowała swoich analiz, nie potrafiła ich zatrzymać.
- Jest... - Zaczął powoli.  - Jak ocean, jak uczucie gdy Twoje stopy uciekają przed falą, która uparcie stara się dotrzeć dalej, by wyprzedzić brzeg. - Dziewczyna zastanowiła się przez moment jak bardzo ten opis nie pasuje do tego kim naprawdę jest ten człowiek, jednak postanowiła nie przerywać i słuchać dalej.
- Czasem egoizmem jest chcieć więcej niż się ma. - Dodała melancholijnie, spoglądając mężczyźnie prosto w oczy. Czekała w spokoju na moment, gdy będzie mogła złapać go na jakimś szczególe i uzmysłowić, że nie jest jedną z tych naiwnych kobiet, które uwielbiają pławić się w tego typu ckliwych historiach, mających na celu tylko jedno. Złapanie ofiary w pułapkę.
- Co nie znaczy, że nie można ryzykować by to zdobyć, panno Katherine... - dziewczyna przełknęła głośno ślinę na dźwięk jej imienia, analizując wcześniejsze minuty w których mógł ją odkryć, w których mogła zdradzić się gestem, czy wystającym dokumentem z imieniem i nazwiskiem w bocznej kieszeni jej kurtki.
- Cóż za spostrzegawczość. - westchnęła z ironią w głosie, chowając głęboko nawarstwiający się cicho strach przed tym człowiekiem. - Jestem pod niemałym wrażeniem pańskiego talentu do odgadywania imion. - stwierdziła z sarkazmem, skupiając uwagę na dalekim punkcie w oddali. Zachować zimną krew, to jest najważniejsze. Niczym maszyna, kalkulowała w umyśle fakty, gesty i słowa z jakimi w przeciągu tej krótkiej, niewątpliwie dziwnej pogawędki miała do czynienia. Musiała coś przegapić, szczegół, słowo-klucz, albo twarz tego mężczyzny z czasów gdy tropiła psychopatów i morderców po ulicach londynu. Być może był tym jednym, tym na tyle sprytnym człowiekiem-maską, którego nie udało jej się wytropić.
- Proszę nie być taką skromną. Pani jest przecież po sto kroć szybsza w tej grze... - mężczyzna stwierdził z tajemniczym uśmiechem, posyłając dziewczynie spojrzenie, które mówiło wyraźnie, że wie nieco więcej na jej temat niż mogła przypuszczać...
- Ależ nie jestem skromna, proszę mi wierzyć... - oświadczyła z pewnością w głosie.
- Zapomniałbym. Tutaj... - mężczyzna po kilku sekundach wyjął z kieszeni małe okrągłe pomarańczowe lusterko, po czym położył je na krawędzi mostu.
- To taka serdeczna... - mężczyzna zaczął z uniesionymi kącikami ust obracając lusterko na szorstkiej nawierzchni.
- Przesyłka powitalna od sir Longborna, panno Katherine. Liczę na to, że pani odbicie w końcu stanie się dla pani wystarczająco rzetelne i przejrzyste. - dziewczyna lekko wzdrygnęła się w miejscu, podnosząc przedmiot w swoje blade dłonie.
- Cóż, w takim razie nie mogę się doczekać, aż zostanę przez nie cudownie oświecona...  - oświadczyła kpiąco, ale i ze zdecydowaniem w głosie.
- Ach.. - mężczyzna przygryzł lekko wargę.
- Zawsze tak pełna agresji i ironii... Proszę mi powiedzieć... - mężczyzna zaczął oschle, skupiając wzrok na dalekim punkcie przed sobą.
- Czy mały, puchaty zajączek kiedykolwiek zdołał uniknąć brutalności rudego lisa? - zapytał z pełną powagą i mrokiem w spojrzeniu, które starało się złamać młodą byłą detektyw. Katherine obrzuciła mężczyznę chłodnym i znudzonym spojrzeniem. Chciał ją nastraszyć, ale czy faktycznie zagrożenie było realne?
- Skończyliśmy? - rzuciła drwiąco.
- Zaczęliśmy, panno Katherine, zaczęliśmy...- mężczyzna oświadczył ozięble znikając powoli w tłumie turystów.

3 komentarze:

  1. Opowiadanie zapowiada się naprawdę ciekawie, uwielbiam kryminały, jednak w tym rozdziale masz dosyć sporo błędów. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Ci serdecznie za komentarz! Bardzo się cieszę, że mogłam cię zaciekawić :) Też kocham kryminały, dlatego zdecydowałam się założyć blog z historią, która od jakiegoś czasu krążyła sobie po mojej głowie.
      Błędy,te nieszczęsne błędy są moją zmorą odkąd pamiętam, ale postaram się je ograniczyć w następnym rozdziale, obiecuję :)

      Usuń
    2. Spróbuj znaleźć w Internecie jakiś poradnik dotyczący zasad budowania dialogów. :) Bo te błędy tyczą się głównie właśnie tego aspektu. Gdy zaczynałam pisać również miałam z tym problem. :)

      Usuń